Stopniowo tak ustawiono satelitę, że mógł on wykorzystywać prąd elektryczny z baterii słonecznych i ogrzać zamarznięte paliwo rakietowe i ponownie naładować baterie. Udało się roztopić wystarczającą ilość paliwa, żeby ustawić satelitę ku Słońcu i instrumenty podjęły pracę. Jeden z detektorów zaczął działać lepiej niż przedtem, dzięki okresowemu rozgrzaniu przez Słońce. Niestety, dwa z trzech żyroskopów zostały trwale uszkodzone przez zimno.
21 grudnia zepsuł się ostatni z żyroskopów.
Była to prawdziwa katastrofa, gdyż na satelicie pozostało tylko 180 kg paliwa. Wykorzystanie rakiet manewrowych do utrzymania SOHO tak by był skierowany ku Słońcu powodowałoby zużycie 7 kg paliwa, czyli opróżnienie zbiorników po ok. 25 tygodniach. Jednakże inżynierowie opracowali lepsze rozwiązanie. Przeprogramowali komputery satelity, dzięki czemu utrzymuje się on w odpowiednim położeniu, wykorzystując żyroskopy wewnętrzne.
Obecnie SOHO działa doskonale i możemy mieć nadzieję, że nas ostrzeże, jeśli kiedyś Słońce wyśle ku Ziemi wielki bąbel gorącego gazu. Wówczas na godzinkę wyłączymy satelity komunikacyjne, po czym znowu będziemy transmitować programy.