Blog

Miłość a pieniądze

Bogaci rzadziej się rozchodzą, bo pociąga to za sobą większe koszty – mówi Marina Adshade, pisarka, autorka książki „Seks i pieniądze”
Czy wierzy pani w miłość? Oczywiście, że wierzę.
Nie wierzę pani – po tym  jak przeczytałem „Seks i pieniądze”.

Tak. Każdemu się wydaje, że skoro mieszam ekonomię ze sferą uczuć, to nie uznaję miłości. Ale to nieprawda. Ludzie wiążą się ze sobą najczęściej z przyczyn ekonomicznych – ale to wcale nie wyklucza tego, że się w sobie zakochują. To trochę jak z winem. Na półkach sklepowych są one uporządkowane według ich stopnia słodkości, według kraju pochodzenia, według szczepów czy ceny. Przy wyborze butelki kierujemy się tymi kryteriami – ale zawsze też będziemy przy tym brali pod uwagę tak nieuchwytne kryterium jak własny smak, gust. Z miłością jest podobnie.

 

Podkreśla pani. że pary najczęściej tworzą osoby o podobnym wykształceniu ¡wysokości dochodów. Ja z kolei spotkałem się z teorią mówiącą. że liczy się raczej wysokość dochodu i wykształcenie ich rodziców. Który z tych elementów odgrywa większą rolę?

Nie da się tego ocenić. Zamiast wartościowania wolę uniwersalną regułę: im bardziej dwójka osób tworzących związek jest podobna do siebie, tym razem są szczęśliwsi. Przeprowadzono wiele badań, które potwierdzają to bez cienia wątpliwości.

Jesteś singlem? Żyjesz w związku? Twoje życie warunkuje ekonomia. Rynek seksu i  miłości.

Jesteś jego częścią!                                                                                           

Jak to wytłumaczyć? Czemu nie możemy po prostu dać ponieść się miłości, tylko wcześniej powinniśmy studiować wyciągi z konta przyszłego partnera? Bo z założenia, szukając kogoś, z kim chcemy się związać, staramy się wybrać osobę, z którą będziemy szczęśliwi. Nie trzeba być wybitnym socjologiem, by stwierdzić, że najłatwiej to osiągnąć z osobą podobną do siebie. Oczywiście, można próbować iść pod prąd i wybrać kogoś z dużo niższymi zarobkami, ale najczęściej kończy się to tym, że takie pary nieustannie się kłócą.

Całkowicie demontuje pani mity o parach połączonych na całe życie uderzeniem pioruna miłości. Z tego. co pani mówi. najszczęśliwszymi parami powinny być te. które połączy dobra swatka. Wie pan, mnóstwo osób nie jest przekonanych do aranżowanych małżeństw. Ale badania mówią coś innego. Przez pierwsze cztery lata takie związki są podobnie szczęśliwe, czasami mniej szczęśliwe niż pary, które związały się ze sobą z miłości. Ale po piątym roku partnerstwa sytuacja się odwraca. To tak naprawdę początek ich związku. Badania pokazują, że wtedy takie pary zaczynają się kochać. Bo nie jest prawdą, że w aranżowanych małżeństwach miłość nie jest ważna. Jest – tylko, że ona nie jest na początku takich związków, lecz przychodzi z czasem.

Trudno w to uwierzyć. Dwie osoby sztucznie ze sobą skojarzone przez profesjonalistów albo program komputerowy naprawdę odnajdują miłość?
Pomija pan jeden ważny aspekt: nastawienie. Nikt nikogo nie zmusza do tego, żeby ich swatano.
Czy tak samo należy podchodzić do portali oferujących randki internetowe?

To dziś bardzo popularne na całym świecie. Randki internetowe pozwalają szukać partnera na dużo szerszym rynku. Jeśli ktoś nie ma możliwości z ich korzystania, rozgląda się za partnerami wśród osób, z którymi chodzi do szkoły lub z którymi pracuje. To tak naprawdę bardzo wąskie grono, które daje niewielkie możliwości wy-boru. Oczywiście, nie oznacza to, że taka osoba nie ma szans stworzyć udanego związku. Internet pod tym względem stwarza dużo większe możliwości.

Ale czy w tej sytuacji więcej znaczy lepiej?

Znów dam przykład z winem. Może pan pójść je kupić do sklepu, który jest na sąsiedniej ulicy ale tam pewnie będzie mógł pan wybierać pomiędzy trzema różnymi rodzajami win. Natomiast gdy pojedzie pan do supermarketu, to półka z winami będzie ogromna. W którym łatwiej wybierać?

Miłości należy próbować jak wina?

Na pewno, jeśli spróbuje pan 20 win, to wybierze pan lepsze niż wtedy, gdy pozna pan smak tylko jego trzech rodzajów. Owszem, zabiera to więcej czasu, ale za to daje dużo większe szanse podjęcia właściwej decyzji. Z szukaniem odpowiedniego partnera jest często podobnie. Gdy pozna się wiele osób, to łatwiej znaleźć tę, która będzie do nas pasować. Trzeba na to poświęcić sporo czasu, ale ludziom często nie chce się szukać. Choć z drugiej strony, osoby, które decydują się korzystać z randek internetowych, wcześniej zakładają rodziny i są bardziej szczęśliwe.

Wcześniej? Jakoś trudno mi w to uwierzyć. Przecież wiek zawierania małżeństw ciągle się wydłuża – w świecie zachodnim wynosi około 30 lat. A jeszcze w latach 80. był o pięć lat niższy. Natomiast w pani książce uderza jeszcze jedna kwestia. Stawia pani tezę. że małżeństwa stają się instytucją dla elit.

Nie chcę uogólniać, nie wiem, czy to reguła obowiązująca na całym świecie. Ale wyniki badań przeprowadzonych w Stanach Zjednoczonych potwierdzają tę tezę. Ale to, że pieniądze mają wpływ na nasze życie uczuciowe, jest bezsporne. Znalazłam badania na temat seksu przedmałżeńskiego. Jego korelacja z dochodami jest bezsporna. W przypadku dziewczyn z najbiedniej-szych domów prawdopodobieństwo współżycia przed ślubem jest o 50 proc. wyższe niż w przypadku dziewczyn z do-mów zamożnych. Publikacja ekonomistów Melissy Schettini Keamey i Phillipa Levine’a dowiodła, że wyraźnie widać różnice w zachowaniach seksualnych nastolatków w zależności od tego, w jak bogatym domu się wychowali. Dostrzegli oni, że w domach biednych dużo częściej zdarzają się nastoletnie dziewczyny w ciąży. Określili to mianem kultury rozpaczy – dziewczyny z biednych domów i tak uważają, że ich sytuacja niewiele się zmieni bez względu na to, czy zostaną nastoletnimi mamami, czynie. Inaczej jest w domach bogatych – tam wy-kształcenie jest absolutnym priorytetem, a ciąża w nim przeszkadza, więc dziewczyny sobie nie pozwalają na zachowania do niej prowadzące. Widać wyraźnie, jak kultura domu, w którym się wychowujemy, jest bezpośrednio spleciona z możliwościami ekonomicznymi naszej rodziny.

Pisze pani. że jeszcze w latach 60. XX w. związki małżeńskie zawierały ten sam odsetek osób z wyższym wykształceniem i średnim. Dziś 64 proc. absolwentów wyższych uczelni staje na ślubny m kobiercu, ale wśród gorzej wykształconych na taki krok decyduje się tylko 48 proc.

Nie mam na to danych, ale podejrzewam, że podobnie to porównanie wypada w krajach Europy Zachodniej. Widać wyraźny trend, że chętniej zawierają małżeństwa osoby lepiej wykształcone, a także osoby bogatsze. Bogatsi także rzadziej się rozwodzą – wśród osób gorzej wykształconych i biedniejszych odsetek rozwodników jest wyższy. Ostatni kryzys mocniej uwypuklił te różnice. Wzrosła liczba bezrobotnych, a w tym samym czasie liczba małżeństw w USA zmalała o 4 proc. Owszem, ich liczba spada od dawna – ale w ciągu lat kryzysu ten spadek przyśpieszył. Kolejny dowód na to, jak bardzo mocno ekonomia jest po-wiązana z naszym życiem rodzinnym i uczuciowym.

Skąd się bierze to przełażenie, że biedni częściej się rozwodzą i rzadziej pobierają niż bogaci?

Znów główną rolę odgrywają czynniki ekonomiczne. Dwojakiego rodzaju. Jeśli oboje partnerzy poznali się, jak już byli dobrze sytuowani, to znaczy, że właściwie się dobrali, więc szansa na rozwód maleje. Poza tym rozwód osób bogatych pociąga za sobą większe koszty – zasada minimalizowania strat sprawia, że rozwód traktuje się jako ostateczność. Tu znów dają o sobie znać potężne siły ekonomii. Także one sprawiły, że w świecie zachodnim zlikwidowano poligamię. Niepotrzebne były do tego żadne przepisy. Po prostu mężczyźni dostrzegli, że wartością przestaje być liczba dzieci, staje się nią natomiast jakość opieki i ich edukacja. Ten drugi cel łatwiej osiągnąć, gdy tworzy się mniejszą, ale lepiej sytuowaną rodzinę.

Czyli wierzmy w miłość, ale jednocześnie liczmy pieniądze?

Moja matka zawsze mi powtarzała, że tak samo trudno jest kochać bogatego mężczyznę jak biednego. Dlatego najlepiej szukać podobnego do siebie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *