Blog

Wieża Babel

Są oni jednym ludem i wszyscy mają jedną mowę, i to jest przyczyną, że zaczęli budować. A zatem w przyszłości nic nie będzie dla nich niemożliwe, cokolwiek zamierzą uczynić. Zejdźmy więc i pomieszajmy tam ich język, aby jeden nie rozumiał drugiego!” (Księga Rodzaju). Biblijny mit wieży Babel był, rzec można, pierwszą teorią lingwistyczną wyjaśniającą wielość ludzkich języków jako konsekwencję boskiej interwencji, w duchu rzymskiej zasady divide et impera. Stwórca sądził widocznie, że nie znając języków innych ludów i nie mogąc się z nimi porozumieć w trudnych chwilach, zwrócimy się o pomoc wprost do Niego zamiast do sąsiada. Okazało się jednak, że owo pomieszanie języków nie było konieczne. Ludzie na pozór posługujący się na co dzień tą samą mową mogą mieć takie same trudności z porozumieniem się jak np. Eskimos rozmawiający z Chińczykiem.

W swej filozofii języka żyjący w pierwszej połowie XX wieku austriacko-brytyjski filozof Ludwig Wittgenstein zaproponował pojęcie „gier językowych” (Sprachspiele), oznaczających rozmaite modele praktyk językowych w obszarze tego samego języka. Praktyki te wyrastają z różnych form życia i dla przykładu – są zasadniczo odmienne w przypadku dyskursu dziennikarskiego, politycznego czy naukowego. Śledząc przebieg debaty na temat katastrofy smoleńskiej, nie sposób nie zauważyć, że porozumienie pomiędzy zwolennikami jej rozmaitych wyjaśnień najczęściej nie jest możliwe, ponieważ mówią oni różnymi językami czy też grają w różne gry językowe. Kiedy z prasy dowiadujemy się, że wcześniejsze zainteresowania niezależnych ekspertów Komisji Sejmowej katastrofami lotniczymi przejawiało się w modelarstwie, obserwacji eksplodujących stodół czy też skrzydła samolotu liniowego w czasie lotu nad Atlantykiem, mamy do czynienia z „dziennikarską grą językową”, która nie wnosi nic do naukowego dyskursu na temat wypadku. „Naukową grą językową” rządzą zupełnie inne prawa i jednym z celów naukowego dyskursu jest oddzielenie produktu dociekań od jego autorów ustalenie faktów obiektywnych, a przynajmniej „intersubiektywnych”. Jeśli, na przykład, uczony w wyniku eksperymentów dochodzi do przekonania, że możliwe jest przeprowadzenie reakcji termojądrowej w temperaturze pokojowej, nie jest dobrze widziane w świecie naukowym, jeśli swym „odkryciem” dzieli się z dziennikarzami, zanim zostało ono niezależnie potwierdzone. To samo dotyczy rewelacji niezależnych ekspertów (m.in. tezy, że uderzenie w brzozę nie może złamać skrzydła tupolewa). Jako propozycja „naukowa” powinna ona w pierwszej kolejności zostać poddana weryfikacji przez innych uczonych i w tym sensie oddzielona od swego twórcy, który może, choć nie musi, być ekspertem od katastrof lotniczych. Publiczne ogłoszenie radykalnej tezy prowadzi do pojawienia się niezgodności pomiędzy ustaleniami różnych osób badających to samo zjawisko i zdrowy rozsądek podpowiada, że obie wersje nie mogą być jednocześnie prawdziwe. Jak wspomniałem, naukowe rozwiązanie polega na weryfikacji założeń i metody stosowanej przez poszczególnych ekspertów. Jest jednak także inne pozorne „rozwiązanie” posadzenie różniących się w swych wnioskach badaczy przy jednym stole i przekonanie się, którzy z nich są bardziej elokwentni i lepiej się prezentują w telewizji. Jest to może stosowne rozwiązanie w obszarze „politycznych gier językowych”, mieszających się silnie z dziennikarstwem. Na naukowe pytanie nie znajdzie się jednak w ten sposób odpowiedzi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *